!!!OTWORZYLIŚMY REKRUTACJĘ!!!
Zapraszamy wszystkich chętnych do naszego działu >>Rekrutacji<< !
Aktualnie rekrutujemy na stanowiska
- Uploader

Recenzja “Bakemonogatari”

Uniwersum Monogatari budzi w ludziach skrajne emocje – niewiele jest serii, którym ludzie potrafią wystawiać ocenę 10 na zmianę z 3 (a czasem nawet jakaś 1 się przypałęta). Ja sama, świeżo po obejrzeniu „Bakemonogatari” (czyli pierwszej części tej kontrowersyjnej sagi), nie jestem do końca pewna, jak to ocenić. Myślę, że pisanie tej recenzji zadziała na mnie jak dobra terapia i że na koniec dojdziemy do jakichś wniosków. Zapraszam 😊

 

Dziwactwa i inne dziwy…

Pomysł na fabułę jest zaskakująco prosty: na drodze Araragiego, który po pewnym niefortunnym spotkaniu z piękną wampirzycą nie jest już zwykłym człowiekiem, staje pięć Dziwactw: Krab, Ślimak, Małpa, Wąż oraz Kot. Każde z nich jest skutkiem lub manifestacją cierpienia niesionego na barkach pięciu bohaterek, które kolejno wkraczają w życie bohatera. Chłopak stawia sobie za cel uratowanie każdej z pannic i uporanie się z ich wewnętrznymi demonami. Szybko okazuje się jednak, że opętane nie zawsze będą chciały współpracować…

Nani the fuck

Zwykle pierwszy odcinek ma za zadanie ustalić, z czym widz ma do czynienia. Tymczasem po pierwszych 20 minutach „Bakemonogatari” nie wiedziałam co ja właściwie obejrzałam i jak w ogóle mam na imię, a im dalej w las, tym wcale nie było pod tym względem lepiej. Odcinki składające się czasem w 90% z dialogów, dziwne kadrowanie, groteskowe sceny… A jednak wkręciłam się w to bardziej, niż można by przypuszczać. Oczywiście, dalej mam wrażenie, że rozumiałam jakieś 10% z tego abstrakcyjnego miszmaszu, ale nie zmienia to faktu, że przyjemność odczuwałam w 100%! Z czego to wynika? Rozłóżmy to anime na czynniki pierwsze.

 

Teatr w 2D

Wszystkie recenzje piszę w określonej kolejności: najpierw fabuła, bohaterowie i moje przemyślenia, później animacja i muzyka. Ta seria zaburzyła mój wzór, ponieważ to właśnie aspekty techniczne grają w niej pierwsze skrzypce. Ustalmy jedno – oglądanie „Bakemonogatari” to doświadczenie, które trzeba przeżyć samemu, by w pełni zrozumieć, z czym się mierzymy. Żyjemy w dobie fotorealizmu, który jest nieustannie szlifowany w nowych produkcjach. Z tego powodu pierwsze zetknięcie z omawianym przeze mnie tytułem może być dla widza nie lada szokiem. Żywe i jednocześnie proste kolory, minimalistyczne tła układające się we wzory, szybkie cięcia i zbliżenia na twarz, podjazdy „kamery” z dziwnej perspektywy – to właśnie elementy charakterystyczne dla tego tytułu. Muszę przyznać, że początkowo mi to przeszkadzało, jednak bardzo szybko seans stał się wręcz hipnotyzujący. Sceny z „Bakemonogatari” przypominały mi czasem bardziej teatr – akcja oparta o dialogi, prosta scenografia, bliżej nieokreślona maniera, z jaką poruszają się i mówią bohaterowie. Ciągle zadaję sobie pytanie, jak to możliwe, że to wszystko wypadło tak dobrze?

Kolejną wizytówką całego „Monogatari” są plansze tekstu, które wplatane są pomiędzy poszczególne ujęcia w trakcie rozmów bohaterów. Początkowo próbowałam wciskać pauzę i czytać je, jednak szybko zrezygnowałam z tego pomysłu – skoro napisy pojawiają się i znikają w tempie niemożliwym do rozczytania dla Japończyka, to chyba nie taka jest ich funkcja. Po kilku minutach szperania w internecie dowiedziałam się, że anime powstało na bazie light novel, a ściany tekstu to po prostu wycinki z opowiadania. Czy były one niezbędne do poprowadzenia fabuły? Raczej nie. Czy dodały serii tego unikatowego klimatu? Z całą pewnością!

Zwyczajna fabuła w niezwyczajnej oprawie

Wiele słów padło już na temat aspektów wizualnych. Ale o czym w ogóle jest ta historia? Otóż – ciężko powiedzieć. Mamy pięć bohaterek, a każda ma pewien problem. Pop płaszczykiem zjawisk nadprzyrodzonych widzimy na ekranie ich zmagania z bólem i cierpieniem, jakiego doświadczają z różnych powodów. Pomysł na fabułę jest dość prosty – niejednokrotnie miałam wrażenie, że jest ona wręcz ciągnięta do przodu przez animację. Ale czy sama animacja może sprawić, że jakiś tytuł uznawany jest przez wielu za wybity? Oczywiście, że nie. Gdy jednak dodamy do tego charyzmatycznych bohaterów i trafne dialogi, efekt może okazać się naprawdę interesujący. Skoro już przy dialogach jesteśmy – spotkałam się z opinią, że osoba spoza Japonii nigdy nie pojmie sensu wielu rozmów w tym tytule. Co więcej – buszując w internetach napotkałam głosy ludzi, którzy przyznawali, że chęć zgłębienia wszystkich gier słownych (zarówno w anime, jak i w light novel) skłoniła ich do nauki języka japońskiego. Myślę, że pomimo wysiłków wszystkich cudownych tłumaczy, widzowie mogą czuć konsternację w trakcie wymiany zdań na ekranie. Niemniej czuć w nich pazura oraz (uchwytne bądź nie) drugie dno. I dają naprawdę wiele satysfakcji.

Trudno mi opisać fabułę „Bakemonogatari” z jeszcze jednego powodu – wszystko, co widzimy na ekranie, to świat widziany oczyma Araragiego. Jednolite kolory, powtarzające się elementy tła, kompozycja kadru – nie jest to dzieło przypadku. Nawet kultowa scena, czyli upadek Senjougahary z nieba, okazuje się zwykłym poślizgnięciem, które protagonista w swojej głowie wyolbrzymił i uromantyzował. Myślę, że jest to klucz do interpretacji wielu scen w serii „Monogatari”. W końcu każdy z nas widzi i odczuwa rzeczywistość w inny sposób. W tym przypadku mamy wyjątkową okazję, by zobaczyć świat przez bardzo ciekawy pryzmat. I tylko czasem nasz wzrok będzie zmuszony powędrować w stronę biustu pięknych bohaterek…

 

Konkluzje

Opisanie „Bakemonogatari” jednym słowem jest chyba niemożliwe. Niby haremówa, ale nie do końca. Romans? Ale tego romansu jest jakby mało. Może akcja… ale w sumie głównym filarem są dialogi. Komedia? Przecież historie bohaterek są tragiczne. Dramat? Nieee, za dużo tam żartów. Musimy się chyba pogodzić z faktem, że ta seria to absolutny unikat, który łamie wszelkie reguły i nie da się zamknąć w żadnej szufladce. No chyba, że w tej z podpisem „wybitne”. Ustalmy jedno – ten tytuł można kochać lub nienawidzić, nic pomiędzy. Jednak cała jego unikatowa struktura sprawia, że polecam Wam zapoznanie się z tym anime, chociażby dla skosztowania doznań, jakie ze sobą niesie.  Ja tymczasem zabieram się za dokończenie serii, licząc na to, że przyniesie mi ona więcej odpowiedzi, niż pytań.

 

Anime możecie obejrzeć tutaj.

Rekomendacje

Good Morning Call Good Morning Call, krótki odcinek OVA, który (moim zdaniem) miał służyć jako zachęta do sięgnięcia po mangę autorstwa Takasuka Yue. Jest to dosłownie krótka historia, która nie…

„Yagate Kimi ni Naru”, znane szerzej jako „Bloom into you”, to 13 – odcinkowy szkolny romans stworzony przez studio TROYCA i wyemitowany jesienią 2018 roku.   Pierwowzór Anime powstało na…

Komentarze

Dodaj komentarz