Lubię czasem wracać do klasyków. Choć kreska i humor nie zawsze starzeją się jak wino (prędzej jak mleko), to myślę, że warto poznawać korzenie, z których wyrastają współczesne serie. Eh, brzmi to, jakbym nawiązywała do średniowiecznych rycin lub czasów, gdy ludzie lepili chatki z gó… patyków. Tak, z patyków. A przecież anime „Ouran High School Host Club” było emitowane w 2006 roku! To naprawdę niesamowite, jak przez przeszło półtorej dekady zmieniły się nasze standardy. Czy więc współczesny widz wciąż jest w stanie cieszyć się z „Ourana”? Zapraszam do czytania😊
Baba przebrana za chłopa, czyli polski kabaret na opak
Haruhi, po dostaniu się do elitarnego liceum, odkrywa funkcjonujący w jej murach klub hostów – przystojnych i znudzonych uczniów, którzy za drobną opłatą dają się wynajmować przedstawicielkom płci pięknej. Przez drobny wypadek Haruhi zadłuża się u chłopców, którzy postanawiają, że w ramach rekompensaty zwerbują winowajcę w swoje szeregi. Ich decyzji nie zmienia fakt, że Haruhi okazuje się być… kobietą! Z czasem na klub hostów pada cień zakochania, jednak jak tu zdobyć serce dziewczyny, która dużo lepiej czuje się w męskim mundurku?
No horny allowed
Ustalmy jedną rzecz – to nie jest hentai. Choć tak, opis może być trochę mylący. Nie dochodzi tu jednak do żadnych zberezieństw! Członkowie klubu są (jak sama nazwa wskazuje) wynajmowani w roli hostów – umilają pannicom czas rozmowami, piciem herbaty, zabawianiem ich żartami i organizacją eventów. Jeśli ktoś na tym etapie recenzji czuje się zawiedziony – robię wam *bonk* po głowie, a jeśli pomogło – czytajcie dalej.
Ouran robi to dobrze
Dobrze, skoro już wszystko jasne, to przejdźmy do właściwej części recenzji. „Ouran” to shojo, które przetarło szlaki seriom takim jak „Special A” czy (moja ukochana) „Służąca przewodnicząca”. Jeśli podobają się Wam serie w takim stylu, no to krótka piłka – to anime jest dla Was. A co z osobami, którym te tytuły zupełnie nie siadły? Czy powinny dać szansę „Ouranowi”? Osobiście uważam, że tak. Wiecie, czasem lepsze jest wrogiem dobrego. Inspirując się jakąś serią i próbując stworzyć na jej bazie coś wspaniałego często można trochę… odlecieć. Jak już mówiłam – jestem wielką fanką „Służącej”, jednak przemawia przeze mnie nastolatka sprzed kilku(nastu) lat, która dała wyprać sobie mózg nierealistycznymi romansami i nadludźmi pokroju Usuiego (i jak tu budować zdrowe relacje, gdy takie animce zaszczepiły nam w głowach takie wizje związków?).
Ouran, choć ma swoje małe głupotki (licealista wyglądający jak przedszkolak, klasyczny motyw szkoły dla snobów, czy scena wysuwająca się spod podłogi na zawołanie), nigdy nie odpłynęło, jak to mieli w zwyczaju jego następcy. Weźmy chociażby wątek romantyczny. Tamaki, nasz główny potencjalny ukochany dla Haruhi od pierwszych minut pierwszego odcinka, nie jest chodzącym ideałem. Co więcej – jego charakter i inteligencja pozostawiają dość wiele do życzenia (ale i tak wszyscy go kochamy). W próbie budowania relacji z naszą bohaterką bywa niezręczny – bliżej mu do nieśmiałego, zakochanego chłopaczka niż do czarującego kasanovy, który co rusz próbuje zdominować kobietę naruszaniem jej przestrzeni osobistej (panowie, jeśli to czytacie – nie róbcie tak). Choć absurdów w tym anime jest cała masa, to wszystko przedstawione jest z takim dystansem, że zamiast irytować się i przewracać oczami, widz może się naprawdę dobrze bawić! A czasem także wzruszyć.
Co nieco dla każdej
Niekwestionowanym plusem jest fakt, że „Ouran” (mimo bycia z założenia „dla bab”)… wyśmiewa schematy serii „dla bab”. Cały klub hostów to mieszanina chłopaków, którzy odzwierciedlają charaktery kobiecych fantazji, jednakże w przerysowany sposób. Chłodny, analityczny umysł? Słodziak o delikatnej aparycji? Małomówny i tajemniczny? A może typ „księcia”? „Ouran” dodaje nawet smaczki dla niepoprawnych yaoistek (zakazana, braterska miłość, którą bliźniaki z klubu wykorzystują przeciwko swoim fankom). A pośród tego całego cyrku Haruhi. I jak tu jej nie zazdrościć? Czymś, co zaskoczyło mnie w tej serii, był niewątpliwie wątek taty głównej bohaterki. Pracuje on w barze jako transwestyta. Na pewno zdajecie sobie sprawę, że daje to potencjał do wielu żartów i sytuacji w stylu „bohater/ka znów musi się wstydzić za rodzica”. Tutaj tego jednak nie uświadczycie. Bardzo spodobało mi się, że dla Haruhi jest to coś w zupełności normalnego i nikt dookoła niej nie ma z tym żadnego problemu. „Ouran” niewątpliwie wyprzedził swoje czasy. Może prawdziwy świat kiedyś go dogoni.
Niech żyje shojo!
Bardzo często spotykam się z opinią, że shojo to anime gorszego sortu. No pomyślcie sami, to przecież tylko pożywka dla dojrzewających dziewcząt, które pragną odnaleźć księcia z bajki i przeżyć romans jak ze snu. Jednakże pomyślcie – czy większość serii, po które sięgamy, nie jest właśnie po to, by nakarmić nasze skryte marzenia? Anime o superbohaterach, potężnych mocach, odrodzeniu w lepszym świecie… Nie ma przecież nic złego w tym, że odpalając ulubioną baję człowiek chce oderwać się od nudnego szarego świata. Dlaczego więc mamy krytykować shojo? Potrzeba miłości to fundament naszego człowieczeństwa. A „Ouran” świetnie łączy miłosne historie z dobrą komedią. Pozwólmy więc sobie na tę szczyptę fantazji i zanurzmy się w pięknych historiach o zakochaniu. Kto wie, może kiedyś sami odnajdziemy te motyle w brzuchu, które towarzyszą nam w trakcie oglądania…
Anime możecie obejrzeć tutaj