Powrót po latach – recenzja Black Butler: Public School Arc
Po siedmiu latach (od premiery filmu Book of the Atlantic) fani doczekali się kolejnego, czwartego już sezonu Kuroshitsuji. Sporo się od tego czasu zmieniło, przede wszystkim studio. Dotychczas odpowiedzialne za to anime było A-1 Pictures, teraz jednak pałeczkę przejęło CloverWorks. Kolejnej, równie dużej zmianie – czyli kresce – poświęcę osobny akapit. Jak anime poradziło sobie po tak dużej przerwie? Czy ten niespodziewany powrót był dobrą decyzją?
Zanim odpowiem na te pytania, zacznę od fabuły. Tym razem Ciel dostaje specjalne zadanie od królowej: zbadać, co stało się z uczniami prestiżowej akademii Weston College. Od roku nie wrócili oni do swoich domów, a jako że jeden z chłopców jest krewnym monarchini, sprawa nabrała większego znaczenia. Główny bohater nie ma innego wyboru, jak zapisać się do szkoły i uczęszczać do niej jako zwyczajny uczeń. Tam musi nawiązać kontakt z dyrektorem, który okazuje się niezwykle tajemniczą postacią. W tym celu najpierw wkupuje się w łaski samorządu uczniowskiego, zwanego także P4 – od czterech domów, do których przydzielani są uczniowie. Jednak to wszystko łatwe jest tylko na papierze. Jak poradzi sobie z tym Ciel? Jaką rolę w tym wszystkim ma Sebastian? Tego dowiecie się, oglądając ten sezon.
Przechodząc do mojej oceny, mam mieszane uczucia. Dobrze było zobaczyć kolejną odsłonę jednej z moich ulubionych serii, bardzo przemawia przeze mnie nostalgia. Jednak czuję lekki niedosyt, ostateczne rozwiązanie sprawy było trochę zbyt sztampowe, nie zaskoczyło mnie. Na plus wątek z Maurice’em oraz zwrot akcji pod koniec sezonu – różne fakty ciekawie się połączyły. Kolejna sprawa – w anime było widać wpływ „Harry’ego Pottera”, cztery domy, herby, nawet stroje i wielki sportowy turniej, tylko w tym przypadku był to krykiet. Szczerze, odcinki czysto sportowe też nie wbiły mnie w fotel, brakowało im dynamiki, której oczekiwałabym przy jedenastu odcinkach.
Twórcy bardzo dobrze wykorzystali fabułę z mangi, wygląda to jak sezon przypominający, ponieważ z kolejnymi odcinkami pojawiały się następne postaci drugoplanowe z wcześniejszych historii. Można na spokojnie zrobić listę i odhaczać poszczególnych bohaterów a na koniec okaże się, że pojawili się niemalże wszyscy.
A co z nowymi postaciami? Niestety, są według mnie raczej stereotypowe i jednowymiarowe. Mamy typowego sportowca, „mózgowca”, pięknego chłopaka, ulubieńca wszystkich dziewczyn oraz „tego dziwnego” i mrocznego, którego lepiej unikać. Nawet ich nazwiska są dopasowane do kolorów przewodnich akademików. Jeszcze Greenhill czy Redmond brzmią całkiem wiarygodnie, ale po prostu Violet? Serio? Oprócz tego ich wartości i motywacje też nie przemawiają do mnie, ale tutaj musiałabym zaspoilerować, czego wolę uniknąć. Jedynie osoba wicedyrektora miała sens, wszystkie fakty na jego temat pod koniec złożyły się w wielką całość. Był to też najbardziej intrygujący bohater w tym sezonie, oczywiście nie licząc postaci, które już się pojawiły w Black Butler (tak, mam tutaj na myśli Undertakera).
Na razie prezentuje się to niezbyt kolorowo. Jednak zdecydowanie muszę pochwalić obsadę. Przy ocenianiu anime zawsze zwracam na to uwagę, to dla mnie ważny element. Całe szczęście wszyscy aktorzy z poprzednich sezonów zgodzili się na występ w najnowszych odcinkach, co już jest ogromnym plusem. Nowe postaci mają dobrze dobrane głosy, szczególnie Lawrence Bluewer, którego zagrał Junya Enoki (znany chociażby jako Yuji Idatori). Ostatnio ma coraz więcej możliwości, dzięki którym może pokazać inną skalę swojego głosu i za każdym razem mnie zaskakuje. Mamy także debiutanta w większej roli – Toshiki Watanabe jako Edgar Redmond. Aktor miał już wcześniej na swoim koncie kilka mniejszych występów w pojedynczych odcinkach (i raczej w mniej popularnych produkcjach). Z ciekawością będę przyglądała się jego dalszym poczynaniom, zainteresował mnie jego głos.
Oprócz obsady na pewno pochwalić mogę muzykę. Opening zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu, ogólnie pasował do klimatu, a jest to dla mnie istotne. Jednak za ending odpowiedzialny jest zespół SID, który kojarzy mi się po prostu z serią Black Butler. Wykonali m.in. kultowy już opening do pierwszego sezonu oraz równie dobry do trzeciego sezonu. Dlatego ich wkład w najnowsze odcinki również oceniam pozytywnie. Sama ścieżka dźwiękowa jest bardzo oszczędna, pojawia się dla podkreślenia kluczowych scen lub, np. gdy pojawia się Sebastian, nie stanowi tła jako takiego. Bardziej ma budować odpowiedni nastrój i pokazywać ważne momenty, bardzo sprytnie została użyta jako element świata przedstawionego. Nawet chwilowy brak towarzyszącej muzyki też nakierowuje widza, wszystko wspomagają odpowiednie efekty dźwiękowe, całość wydaje się niezwykle przemyślana.
Ostatnia kwestia, czyli kreska. Nie jest tajemnicą, że zmieniła się w stosunku do starszych sezonów. Jest zdecydowanie nowocześniejsza i delikatniejsza, co samo w sobie może być zarówno zaletą, jak i wadą. Osobiście nie przeszkadza mi ta zmiana. Fakt, stara kreska miała w sobie ten mroczny klimat, jednak na nową przyjemnie mi się patrzyło. Uważam też, że pasuje do najnowszych odcinków i przede wszystkim nie odbiega znacząco od stylu autorki mangi. Szczególnie podobało mi się jak wygląda Undertaker w nowej odsłonie. Sebastian jest teraz nieco bardziej uroczy? Nie do końca wiem, jak czuję się z tą zmianą. Jednak oceniając ogólnie, było to ciekawe doświadczenie wizualne.
Wracając do pytań z początku. Myślę, że anime dobrze poradziło sobie po przerwie, a powrót serii był świetnym posunięciem. Czwarty sezon ma pewne mankamenty, jednak nie wynikały one ze złej produkcji odcinków, tylko z fabuły z mangi. Mimo to Black Butler dostarcza rozrywki na wysokim poziomie. Czekam z niecierpliwością na kolejne sezony (jeden już został ogłoszony na 2025!), bo ten sprawił, że chcę więcej.
~ Lavender
Zobacz sam już teraz! Kliknij tutaj, aby obejrzeć pierwszy odcinek na desu.