Każdy fan anime ma w swoim życiu kilka kamieni milowych, takich jak próba ogarnięcia uniwersum Fate, odkrycie Boku no Pico, modlitwa w intencji kontynuacji Hunter x Hunter, pierwszy hent…ekhm. Gdzieś na tej liście plasuje się również obejrzenie jednego z najbardziej kultowych anime wszechczasów – Neon Genesis Evangelion. Haczyk jest taki, że w pakiecie z seansem otrzymujecie także depresję i załamanie nerwowe. Dlaczego więc jest to ulubiona seria tysięcy ludzi na świecie? Co więcej – dlaczego jest to ulubiona seria autorki poniższego tekstu? Zapraszam do czytania 😊
Get in the fucking robot, Shinji
Minęło 15 lat od katastrofy zwanej Drugim Uderzeniem. Ludzie, którym udało się przeżyć, mierzą się z nowym zagrożeniem – Aniołami, których pojawienie się zwiastowały od dawna pradawne pisma. Tajna rządowa organizacja NERV jest jednak na to przygotowana. Bioniczne roboty to jedyna znana broń, która ma szansę w starciu z Aniołem. I to właśnie do jednego z nich, pomimo lęku i braku przeszkolenia, musi wsiąść Shinji – samotny, porzucony przez ojca (przewodniczącego NERVu) czternastolatek. Stopniowo wychodzi prawda o Drugim Uderzeniu. Okazuje się również, że za sznurki organizacji pociąga grupa ludzi, która realizuje swój własny plan zbawienia ludzkości…
Lebenschmerz in the Franxx EVA
Gdy w 1995 ruszyła emisja Evangeliona, nikt nie mógł się spodziewać, że ten tytuł wstrząśnie światem. Z wierzchu nie zapowiadało się jakoś wyjątkowo – anime z gatunku „mecha” z elementami dramatu i komedii. Wraz z rozwojem fabuły okazywało się jednak, że te spektakularne walki robotów stanowią jedynie tło dla przeżyć wewnętrznych bohaterów. Rys psychologiczny pilotów EV, ich rozterki i namacalne lęki, to właśnie największe dobro tej serii (no, pomijając opening, który powinien stać się oficjalnym hymnem fanów anime, a przy okazji także Japonii). Pomyślcie przez chwilę – czego oczekujecie od shonenów? Główny, trochę głupkowaty bohater, który rwie się do każdej walki z wielkim optymizmem, jest praktycznie nieśmiertelny, a mocą przyjaźni pokonuje wszelkie zło i nikt nie ma mu za złe, że rozdupczył pół miasta? Evangelion kompletnie łamie wszystkie utarte schematy!
Siadanie za sterami EVY to dla Shinjiego każdorazowo poświęcenie. Walka natomiast to przede wszystkim ból i strach o innych i o samego siebie. Tragizm bohatera polega na tym, że nie może odmówić. Na jego barkach spoczywa życie milionów ludzi i – przede wszystkim – oczekiwania ojca. Chłopak najchętniej uciekłby, jednak ciężar odpowiedzialności za każdym razem zmusza go do powrotu do tego piekła. Wielu twierdzi, że Shinji to najgorzej napisany protagonista w historii anime. Dla mnie jest on jednak najbardziej realną postacią i w pełni współodczuwam jego rozterki. Jego autentyczność może wynikać z faktu, że inspiracją dla twórcy serii – Hideaki Anno – były jego własne zmagania z depresją. Nasz rycerz w wielkim robocie to jednak nie jedyny bohater, w którego psychikę się zagłębiamy – tajemnicza Rei oraz kapryśna Asuka to dwie uzdolnione i pełne sprzeczności pilotki EV, które wraz z odkrywaniem kolejnych kart budzą w widzu wiele sprzecznych emocji.
Inspiracje i poszukiwania
Drugim aspektem, który sprawia, że Evagelion to anime wybitne, jest konstrukcja świata przedstawionego. Gdy kilka lat temu w środku nocy zakończyłam serię, aż do białego rana przeszukiwałam odmęty internetu, by jak najlepiej zrozumieć całą fabułę. Tytuł ten pełen jest symboliki nawiązującej do chrześcijaństwa i Biblii, a także innych religii, dlatego rozpracowanie znaczeń i aluzji to zabawa na co najmniej kilka godzin. Nie wszystko jest nam mówione wprost – widz musi sam łączyć fakty i układać sobie w głowie pewne wydarzenia (a i tak na końcu się podda i odpali Google). Nie żartuję – gdy odkryłam Evangeliona, a mój hype jeszcze nie ostygł (w sumie tli się we mnie po dziś dzień), spędzałam dziesiątki godzin na oglądaniu analiz i interpretacji pewnych zdarzeń. Gdy wracam do tego anime, za każdym razem wynajduję nowe smaczki. I jestem pewna, że jeszcze wiele zostało mi do odkrycia.
The end?
Jedną z najbardziej kontrowersyjnych rzeczy w całym uniwersum Evangeliona jest jego zakończenie (a drugą pewna bardzo zła szpitalna scena z kontynuacji tego anime). Po emisji dwóch ostatnich odcinków (25 i 26) fani serii westchnęli jednogłośnie z rozczarowania, a część wysłało nawet listy z obelgami do pana Hideaki Anno. Styl i narracja oryginalnego zakończenia anime odbiega od całości i przynosi więcej pytań, niż odpowiedzi. Jedna z interpretacji głosi, że to, co widzimy to przeżycia wewnętrzne Shinjiego w trakcie Dopełnienia Ludzkości (nie mogę Wam zdradzić czym ono jest, ale wyobraźcie sobie koncept świata zalanego przez Fantę). Widzowie chcieli wiedzieć jednak, co działo się poza głową głównego bohatera i po pewnym czasie ich nadzieje zostały spełnione. Film „End of Evangelion” to uzupełnienie wydarzeń z anime, które po części usatysfakcjonowało fanów. Dlaczego po części? Otóż (po raz kolejny) nie istnieje jeden klucz interpretacji tego zakończenia, nie jest też ono w pełni… szczęśliwe?
Na całe szczęście twórcy w tamtym momencie nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa – uniwersum zostało poszerzone o mangę i kilka filmów, które przedstawiają alternatywne zdarzenia (jednak wciąż są one uznawane za kanoniczne). Istnieje teoria, że Dopełnienie Ludzkości i decyzje Shinjiego dały początek kilku liniom czasowym (a jeśli wziąć pod uwagę wszystkie gry, opowiadania i inne twory na podstawie Evanegliona, można ich naliczyć 37 – tak, ktoś to naprawdę przeliczył i opracował). Czy trzeba znać wszystkie? Myślę, że na początek można zadowolić się anime i filmem zwieńczającym serię. Jeśli natomiast się spodoba, warto zapoznać się z rebootami. Kto wie, może w tej linii czasowej zarówno bohaterowie, jak i widzowie odnajdą szczęście?
The end!
Gdybym miała jednym słowem opisać, o czym jest to anime, powiedziałabym, że o samotności. Brzmi górnolotnie, wiem, jednak to właśnie wokół samotności i dylematów każdego z bohaterów toczy się cała akcja. Czym w końcu jest globalne zagrożenie, gdy w naszym sercu zionie pustka? Na uwagę zasługuje tutaj naprawdę wielu bohaterów i wiele wątków, nie chcę jednak odbierać Wam przyjemności z poznawania ich. Obejrzałam w życiu mnóstwo serii, które dostarczyły mi silnych emocji i rozrywki, jednak Evangelion zajmuje wyjątkowe miejsce w moim sercu. Oldschoolowy klimat, trafne przemyślenia w niepozornej otoczce, głęboka symbolika oraz jedna z moich ulubionych postaci żeńskich (kocham Cię, Misato) są już czymś kultowym w świecie anime. Myślę, że obejrzenie „Neon Genesis Evangelion” to nie tylko przyjemność, ale przede wszystkim obowiązek, do wypełnienia którego szczerze Was zachęcam.
Anime możecie obejrzeć tutaj