!!!OTWORZYLIŚMY REKRUTACJĘ!!!
Zapraszamy wszystkich chętnych do naszego działu >>Rekrutacji<< !
Aktualnie rekrutujemy na stanowiska
- Uploader

O adaptacjach słów kilka

O adaptacjach słów kilka

Adaptacja – w anime spotykamy się z nią niemalże cały czas. Zacznijmy może od słownikowej definicji. Według Słownika języka polskiego PWN jest to «przystosowanie utworu literackiego do wystawienia na scenie lub do sfilmowania; też: utwór literacki w ten sposób przystosowany». Chyba nieco zbyt wąska definicja, patrząc na rynek wschodniej animacji. To może inne znaczenie, z tego samego źródła: «przystosowanie czegoś do innego użytku niż było przeznaczone». To zdecydowanie lepiej pasuje, choć nie odnosi się stricte do tekstów kultury. Mimo wszystko pozostałabym przy takim uproszczeniu. Zatem co takiego możemy przystosować, by stało się pełnoprawnym anime?

Pierwsze, co przychodzi mi do głowy (pewnie nie tylko mi), to standardowo manga. Myślę, że uchodzi za jedną z łatwiejszych form – choć niepozbawioną pewnych pułapek. Mamy w końcu podane wszystko na tacy: wygląd bohaterów, dialogi oraz zalążek ruchu, dynamiki. Jednak takie rozwiązanie niejako zmusza twórców do zobrazowania dosłownie każdego elementu, w obawie przed rzeszą sfrustrowanych fanów danej serii. Wiadomym jest, że tak się nie robi, branża zdaje się doskonale radzić sobie z tym problemem – czasami na zasadzie „przyjmujecie to, co wam damy, albo nie dostaniecie nic”. Jest w tym trochę prawdy. Zazwyczaj nie da się ująć absolutnie wszystkiego, tak samo w przypadku książek i filmów, szczególnie gdy mamy do czynienia z ogromną ilością materiału źródłowego. To jednak nigdy nie powstrzyma krytyki względem wyboru scen, zmian w kresce czy nawet perspektywie (tak, myślę właśnie o tej scenie z Gojo Satoru, kto wie ten wie). Oczywiście takie opinie mogą być w zupełności zrozumiałe i sensowne. W przypadku anime na podstawie mangi, w moim przekonaniu, nie muszę podawać konkretnych przykładów.

Jeśli to nie animacja wzorowana na japońskim komiksie, być może jest to adaptacja light novel. Już spieszę z pomocą – light novel to japoński rodzaj powieści, zazwyczaj ilustrowanej. Swoją nazwę (tłumaczoną dosłownie na lekką powieść) zawdzięcza przystępnemu, nieco uproszczonemu językowi, który lepiej dotrze do młodszego odbiorcy. Tutaj sytuacja trochę się różni, mamy bowiem mniej materiałów wizualnych, a więcej tekstu. To jednocześnie zostawia spore pole do popisu dla animatorów oraz ułatwia pracę designerom postaci. Nie wszystko zostało dokładnie narysowane, ale jednocześnie wiemy, jak wyglądają postaci. To brzmi jak układ idealny, prawda? Jednak powstaje tu inny problem – dużo treści. Podobnie jak przy standardowych powieściach w ocenach możemy spotkać się ze sławetnym „niewykorzystanym potencjałem”, choć nie musi być to zdanie przeważającej części widzów. Co więcej, dużo treści niekoniecznie oznacza dużo dobrej treści, co daje twórcom adaptacji szansę na małe ulepszenie danej noweli, poprzez usunięcie niekorzystnych fragmentów. Anime oparte na light novels to chociażby Monogatari, Violet Evergarden, KonoSuba, czy z najświeższych – The Apothecary Diaries. Przykładów można by podać jeszcze więcej, ostatnio obejrzałam Classroom of the Elite, które pasuje do tej kategorii.

Nie chcę rzucać samymi tytułami, dlatego szybko wspomnę o kolejnym rodzaju adaptacji, czyli o standardowych powieściach. Według mnie jest to coraz rzadziej spotykane, ponieważ lepiej w takim przypadku sprawdzają się po prostu filmy z aktorami. Tak jak w lekkich powieściach mamy dużo więcej detali i opisów ukrytych w tekście. Takie adaptacje spotkają się więc z podobnymi problemami. Nie mamy też żadnych rysunków, na których można by się wzorować. Z drugiej strony wiele powieści i tak najpierw zostaje zaadaptowanych jako manga (gdzie autor książki również jest autorem mangi, tylko razem z ilustratorem). Dopiero potem kolejny raz adaptowane, niejako na podstawie dwóch źródeł, w końcu stają się serią animowaną. W skrócie: jest to połączenie wszystkich opisanych wcześniej problemów. Czy w takim razie adaptacje na podstawie powieści są skazane na porażkę? Oczywiście, że nie. Być może jest to większe wyzwanie, mamy do czynienia zarówno z fanami książki, jak i mangi, albo obu. A jeśli istnieje tylko książka, po prostu nie mamy aspektu graficznego. Mimo to takie anime mają dobre oceny i tutaj jako przykłady mogę podać Hyoukę, The Great Passage czy Welcome to the N.H.K.

Co ciekawe, nie musi być to nawet powieść japońskiego pisarza, co pokazało studio Ghibli w 2004 roku, tworząc adaptację książki dla dzieci autorstwa Diany Wynne Jones pt. Ruchomy zamek Hauru. Choć w porównaniu do oryginału forma została mocno zmieniona, nie stanowiło to przeszkody, by film osiągnął ogromny sukces (i nawet otrzymał nominację do Oscarów w 2006). Czy nadal można nazwać go adaptacją czy jedynie inspiracją, to kwestia sporna.

Osobną kategorią nazwałabym anime na podstawie webtoons – komiksów online dostępnych na zazwyczaj południowokoreańskich platformach (w tym na najpopularniejszej z nich – WEBTOON). W ich przypadku mamy dużą różnorodność pod względem produkcji, spotkać się możemy nie tylko z japońską. Wtedy możemy też się spierać, czy to na pewno jeszcze anime, dlatego skupię się na przykładach stricte z kraju kwitnącej wiśni. Jeśli chodzi o charakterystykę takich adaptacji, często jest to wierne odwzorowanie internetowego komiksu, a styl animacji może nawiązywać do swojego materiału źródłowego – poprzez „klatkowe”, mniej płynne przejścia (tutaj idealnie wpasowuje się The Way of the Househusband). Nie mam zbyt dużego doświadczenia z adaptacjami tego typu, niekiedy nieświadomie oglądałam takie serie, tak miałam ze stosunkowo nowym anime Why Raeliana Ended up at the Duke’s Mansion. Zapoznając się jednak z pierwowzorem, mogę też wysnuć wniosek, że kreska w wielu przypadkach zostaje zmieniona, dopasowana do realiów anime, co samo w sobie może być i zaletą, i wadą. Możliwe, że stają się coraz bardziej popularne, biorąc pod uwagę rosnącą popularność aplikacji typu webtoon.

Specyficznymi i chyba najtrudniejszymi w realizacji adaptacjami są te na podstawie gier. Gracze wydają się bardzo wymagającymi odbiorcami. Nie pomagają też różnice między tymi mediami – gry są interaktywne, każdy może je przejść, przeżyć prawie na własnej skórze. Szczególnie, gdy głównym bohaterem jesteśmy my sami, o wiele łatwiej jest się wczuć w przedstawianą historię (w tym zawierają się także gry typu visual novel w formie interaktywnej fikcji). Często fabuła gry animowana bezpośrednio nie miałaby sensu, dlatego zmiany mogą być nieuniknione, a co za tym idzie – niezadowolenie pewnej części odbiorców. Spotkałam się także z adaptacjami, które raczej były częścią uniwersum, dodatkiem, a nie rekonstrukcją fabuły. Tak właśnie było z grą mobilną Obey Me!, gdzie anime miało formę kilkuminutowych odcinków utrzymanych w komediowej konwencji. Tutaj nawet nazwałabym to pewną formą fanserwisu. Co do bardziej klasycznych przykładów, to trzeba wspomnieć oczywiście Pokemony, które są wszechobecne w kulturze popularnej, niezwiązanej ze środowiskiem anime, a także Steins;Gate (na podstawie visual novel) czy Personę 5.

Najciekawszym dla mnie typem adaptacji jest tzw. mixed media, czyli projekt multimedialny, inaczej: opierający się na wielu mediach. Najczęściej są to gry, aplikacje, mangi, nowelki, CD dramy (po polsku to coś w stylu słuchowiska) a nawet sztuki teatralne. Myślę, że takie rozwiązania mają potencjał, głównie dzięki docieraniu do wielu różnych odbiorców. Dodatkowo twórcy mają sporo materiału źródłowego. Jednak często ten potencjał zwyczajnie nie jest wykorzystywany, przez co powstają słabe produkcje. Ostatnio spotkałam się z całym uniwersum Paradox Live i, pomimo faktu, że anime widziałam jako pierwsze, czuć było, że jest coś nie tak. Im bardziej zagłębiałam się w temat, tym gorsza wydawała się ta seria, tak jakby twórcy zupełnie nie wzięli pod uwagę tego, co zostało już stworzone. Oczywiście, anime może stanowić kontynuację, uzupełnienie innych źródeł, ważne jednak, by zachować jakieś pierwotne założenia, klimat. Taką adaptacją jest np. High Card, świetne anime, które serdecznie polecam. Jako inne przykłady podam Hypnosis Mic czy Wave!! Surfing Yappe!! (choć jak podaje Wikipedia, był to bardzo nieudany projekt). Nie każdą taką produkcję można nazwać adaptacją, chociażby Synduality:Noir, jest to bowiem pierwszy element projektu – trudno w tym przypadku się na czymś wzorować.

Czyli co tak naprawdę sprawia, że adaptacja jest dobra? To zależy… od perspektywy.

Jako fan jakiejś serii/uniwersum chciałabym, żeby była jak najbardziej zgodna z oryginałem. W końcu chcę przeżyć całą fabułę jeszcze raz, zobaczyć moje ulubione postaci w wersji animowanej. Także przekonać się, jak moje wyobrażenia związane z serią zostają wcielone w życie (i czy w ogóle anime pokrywa się z tym wyobrażeniem). Chociaż myślę, że dopóki nie zmienia się główny wydźwięk, w porównaniu z oryginałem (co niestety stało się z Paradox Live), mogę zaakceptować niektóre odstępstwa w fabule. Wszystko zależy od wyrozumiałości widza – ja akurat jestem otwarta w tej kwestii.

W przypadku nowych widzów, jak przy każdym innym anime, liczy się zainteresowanie i utrzymanie uwagi. Dobra zapowiedź i odpowiedni hype, nakręcenie przyszłych odbiorców, to pierwszy krok. Dalej tak naprawdę wszystko zależy od struktury fabuły i osobistych preferencji oglądającego. Więc jeśli anime go zaciekawi, to pierwszy sukces, kolejny – jeśli dotrze do ostatniego odcinka i chcąc zobaczyć więcej, sięgnie po źródło, na podstawie którego powstała animacja.

Czy można powiedzieć, że gdyby nie te wszystkie wymienione wcześniej teksty kultury, to nie byłoby anime? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Sytuacja jest podobna, jak z filmami czy serialami: coraz rzadziej spotyka się oryginalne prace (warto pamiętać, że tutaj oryginalne nie musi oznaczać od razu dobre). Według mnie nie jest to złe zjawisko, a już na pewno nie niosące zagrożeń. Po prostu cieszmy się oglądaniem, dajmy się ponieść fabule, którą nam przedstawiają.

~ Lavender

Rekomendacje

Maoujou de Oyasumi   Fabuła   Anime opowiada o losach księżniczki Syalis porwanej przez demony. Świat ludzi mocno się przejął zaistniałą sytuacją, więc na ratunek wyruszył jej Bohater, z którym…

Toki wo Kakeru Shoujo „Toki wo Kakeru Shoujo” czy inaczej „O dziewczynie skaczącej przez czas” to film trwający około godzinę i 40 minut z gatunku science fiction oraz romans. Został…

Burn The Witch już 2 października Oficjalna strona teatralnego anime  Burn The Witch , opublikowała w poniedziałek 14 września najnowszy zwiastun.  Film prezentuje piosenkę “Blowing”. Premiera odbędzie się 2 października. Obsada…

Komentarze

Dodaj komentarz