Recenzja „Death Note”

Narodziny legendy

 

Jesienią 2006 roku rozpoczęto emisję anime, które po niemal dwóch dekadach nadal zyskuje rzeszę nowych fanów, a według starych wyjadaczy ani trochę nie zostało wyparte przez nowoczesne rozwiązania. 37-odcinkowa adaptacja wyjątkowej mangi, opracowana przez studio Madhouse, wciąż zwraca uwagę odbiorców, którzy oczekują napięcia podtrzymywanego aż po napisy końcowe finałowego epizodu. No dobrze, ale czym tak naprawdę Death Note zasłużył sobie na tak ogromny rozgłos i wspominki aż po dzisiaj? Cofnijmy się wspólnie o prawie 17 lat i dowiedzmy się, co w tamtych czasach zyskał świat fanów japońskiej animacji.

 

Pewnego dnia coś spadło z nieba

 

17-letni Light Yagami to uczeń o ponadprzeciętnych umiejętnościach, dla którego codzienność jest coraz bardziej przytłaczająca, a społeczeństwo uważa za zepsute z powodu ciągle narastającej ilości przestępstw. Ponad światem ludzi istnieje natomiast królestwo bogów śmierci, gdzie jednakowe emocje szamotają stworem o imieniu Ryuk, który, aby urozmaicić swoją egzystencję, wyrzuca do ludzkiego świata swój notatnik. W jego posiadanie wchodzi główny bohater, który początkowo nie potrafi uwierzyć w główną zasadę notatnika, która informuje, iż imię człowieka, które zostanie zapisane na jednej z jego stron, umrze. Kiedy protagonista przekonuje się na własne oczy, że jest to prawda, postanawia samodzielnie wymierzać sprawiedliwość na świecie pod pseudonimem Kira, co niezwykle szybko zwraca uwagę władz oraz, co najważniejsze, najdoskonalszego detektywa o jednoliterowym pseudonimie – L.

Oglądając poszczególne odcinki Death Note’a, nie potrafiłem ani na chwilę wyjść z podziwu przez to, jak nieustannie w widzu potęgowane jest poczucie niepewności przed tym, co wydarzy się dosłownie za kilka sekund. Potyczki intelektualne dwóch głównych bohaterów, którzy genialnie reprezentują się jako dwie strony tej samej monety, sprawiają, że nigdy do końca nie wiemy, kto odniesie zwycięstwo, a jeśli już się dowiemy, to nigdy nie będziemy w stanie przewidzieć, na jak długo zostało ono osiągnięte. Jest to bez wątpienia produkcja, jaką najmocniej docenią widzowie o stalowych nerwach, fani psychologicznego geniuszu oraz ci, którzy pragną finału równie mocnego, co każda poprzedzająca go scena.

To, co także urzekło mnie w tym tytule, to pewne pytanie, które nieustannie bije w stronę oglądającego z ekranu. Podczas całego seansu bardzo często możemy zastanawiać się nad moralnością działań, które obserwujemy w przedstawionym serialu. Czy posiadanie bezgranicznej kontroli nad ludzkim życiem i wymierzanie sprawiedliwości na świecie poprzez zarządzanie nim to moc, którą człowiek powinien posiadać? Odpowiedzi na to pytanie może być zapewne tak wiele, jak i samych widzów Death Note’a, ale właśnie w tym tkwi cała magia tej nieco już bardziej filozoficznej treści. Wpatrujemy się w coraz bardziej przerażające wydarzenia, a w naszych głowach tworzą się kolejne rozgałęzienia, które angażują nas w serialowe sceny tak mocno, jakbyśmy dosłownie byli ich nierozłączną częścią.

 

Świat pełen zepsucia

 

Atmosfera tego anime to również coś, o czym niezmiernie trudno zapomnieć, gdy poczuje się to chociażby raz. Ogromna ilość ujęć prezentuje naszym oczom obraz miasta pełnego spaczenia i żyjących w nim ludzi, których przedstawione zepsucie dotknęło jeszcze intensywniej. Jesteśmy świadkami nadmiernej przestępczości i związanych z nią okrucieństw, które pozwalają nam zwątpić w ludzkość. To w żadnym wypadku nie jest opowieść, jaka ma dostarczyć nam coś, co pokoloruje ten czarno-biały świat przed odbiorcą, ale jest to historia, która prezentuje nam wyniszczającą drogę przez ulice, na które już nigdy nie zaświeci słońce. Są to ulice, o które już do samego końca będą uderzać krople deszczu.

Warto spojrzeć także na budowany klimat z nieco innej strony, a mówiąc wprost, ze strony symbolicznej. Death Note to anime, które zawiera mnóstwo ukrytego przekazu zarówno pod względem filozoficznym, jak i typowo religijnym, a dokładniej, chrześcijańskim. Już samo jabłko, które możemy ujrzeć w openingu serialu, jest istną reprezentacją zakazanego owocu, który w tym tytule nieustannie zaspokaja głód Lighta i jego pomagiera, przez którego protagonista dzierży w swoich rękach śmiercionośny notatnik. Interpretacji umieszczanych przez twórców symboli jest cała masa, a ta przedstawiona przeze mnie przed chwilą to jedynie wierzchołek góry lodowej, ponieważ śmiało zachęcam zainteresowanych do odkrywania takich szczegółów na własną rękę. Mogę zagwarantować, że w tej produkcji takich detali nie brakuje.

 

Dwie strony tej samej monety

 

Postacie to temat długości nieustannie rwącej rzeki, jeżeli chodzi o ten tytuł. Podejmowane przez nich decyzje, poprzedzane niezwykle emocjonującymi potyczkami psychologicznymi, mentalność bohaterów, ich zróżnicowane podejście do panującego terroru oraz regularnie ewoluujące z tego powodu relacje między nimi to kawał znakomicie napisanego scenariusza, którego poznania nie będziecie żałować.

Dwójka głównych bohaterów, a więc Light Yagami i L, to postacie napisane tak różnorodnie i tym samym tak świetnie, że końca ich ciągle trwającej walki nie będziecie chcieli nigdy ujrzeć. Wspaniałe jest to, jak nie ma w tym przypadku tego oklepanego podziału na dobro i zło, gdzie dodatkowo dobro zawsze musi odnieść dogłębne zwycięstwo. No dobra, wstępnie może się wydawać, że taki podział istnieje, ale uwierzcie mi, że niektóre sceny udowadniają, iż w prawdziwym świecie każdy potrafi nie tylko działać po stronie sprawiedliwości, ale i osiągnąć cel, plamiąc sobie ręce krwią niewinnych.

Bogowie śmierci to równie interesujące osobowości w tym serialu, ponieważ dzięki nim mamy nieustanne poczucie tego, jak wielkimi marionetkami są dla nich ludzie. W wielu przypadkach odgrywają rolę obserwatorów, którzy pozbywają się nudy na rzecz stale pogarszającej się sytuacji w świecie ludzi. Ryuk to idealny przykład takiej charakterystyki, gdyż działania protagonisty to dla niego najdoskonalszy sposób na tymczasową rozrywkę.

Pozostałe postacie także biorą istotny udział w opowiadanej historii, gdzie również pojawiają się takie zarówno po jednej, jak i drugiej stronie monety. Light niezwykle często spotyka na swojej drodze innych ludzi, którzy o tożsamości Kiry mają najróżniejsze zdanie, natomiast w przypadku L’a nie brakuje wcale tych, którzy dociekliwie chcą, aby jego śledztwo dobiegło końca z sukcesem. Cechy tych bohaterów zostały fenomenalnie nakreślone, co sprawia, że nigdy nie czujemy się tak, jakbyśmy oglądali kogoś bez jasno przedstawionego charakteru, ponieważ tutaj każdy posiada mniej lub bardziej złożony portret psychologiczny.

 

Brudne ulice, których deszcz nie oczyści

 

Co jak co, ale trzeba przyznać, że Madhouse to studio równie klasyczne, co sam tytuł Death Note. Pracownicy niemal zawsze potrafią oddać charakter mangi, za której adaptację się zabierają. Nie inaczej jest z oprawą graficzną tego dzieła, od której już na pierwszy rzut oka można poczuć ponury nastrój, w jakim są skąpane ulice w tym anime. Jest to wizualna gratka, która nie tylko potęguje budowane przez wszystko napięcie, ale i uświadamia nam, jak trudny bądź niemal niemożliwy do odratowania jest świat, w którym człowiek przejął moc na miarę boskich zdolności.

Ścieżka dźwiękowa to także coś, co można śmiało nazwać dziełem sztuki. Obejrzałem ogromną ilość thrillerów, w przypadku tego gatunku mogę się nawet nazwać wyjadaczem, jednak produkcji z tak wybornie skomponowaną muzyką, która za każdym razem tak pozytywnie udziela się poszczególnym scenom, a nawet pomniejszym kadrom, nie ma tak dużo, jak mogłoby się zdawać. Uwielbiam kontrast, jaki nierzadko zachodzi pomiędzy tymi wszystkimi utworami, raz melodia jest stonowana i pozwala nam przygotować się na kolejną dawkę intelektualnego spektaklu, a innym razem jesteśmy wręcz katowani mocno brzmiącymi dźwiękami, co jeszcze bardziej pozwoli wczuć się widzowi w oglądany serial.

 

Człowiek, którego imię zostanie zapisane w tym notatniku, obejrzy to anime

 

Spokojnie, powyższej hasło nie ma na celu przymuszenia Was do natychmiastowego obejrzenia i pokochania Death Note’a, jednak słowem wyrazistego podsumowania tej recenzji, polecam Wam bardzo serdecznie ten kultowy tytuł. Jest to produkcja, która w dużym stopniu nadal definiuje gatunek dreszczowców w branży japońskiej animacji, zawiera ogrom symboliki, której interpretacją można się wspaniale zabawić, a do tego jest dziełem, które, według mnie, może nawet przypaść do gustu osobom, które nie są zaznajomione z anime.

 

Autorka powyższego plakaciku: Rudusia

 

Death Note’a możecie obejrzeć tutaj!

Rekomendacje

         Fabuła Akcja anime zaczyna się w momencie, kiedy skradziony zostaje przełomowy wynalazek, który zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Samo w sobie nie brzmi to jeszcze jakoś szczególnie dziwnie, ale gdy…

Recenzja Kakushigoto Kakushigoto to liczący 12 odcinków serial będący adaptacją mangi autorstwa Koujiego Kumety (Sayonara Zetsubou Sensei) o tym samym tytule. Komedia opowiada historię Kakushiego Gotou, wypalonego mangaki, który ukrywa…

Komentarze

Dodaj komentarz