Recenzja “Taboo Tattoo”

Taboo Tattoo

Taboo Tattoo to anime z gatunku science fiction zawierające pełno akcji, a także zjawiska nadprzyrodzone. Powstało ono na podstawie mangi o tym samym tytule w 2016 roku, a zajęło się tym studio J.C.Staff, które możecie kojarzyć między innymi z takich perełek jak: Toradora!, Shokugeki no Soma, czy też One Punch Men. Muzyką zajął się Shinji Hosoe, którego pracę mogliśmy podziwiać w No game no life.

Fabuła

Taboo Tattoo opowiada historię pewnego, na pozór zwykłego, ucznia Akatsuki Justice, przez znajomych nazywanego Seigi. Od najmłodszych lat trenował on karate razem ze swoim dziadkiem, który był jego mistrzem. Chłopak ma bzika na punkcie sprawiedliwości, dlatego zawsze stara się pomagać innym w potrzebie. Jego chęć niesienia pomocy innym sprawiła, że ruszył na ratunek pewnemu bezdomnemu, a ten w podzięce dał mu dziwny tatuaż, a tym samym odwrócił jego życie do góry nogami. Seigi został wmieszany w wielki konflikt, w którym ma odegrać ważną rolę.

Znów mamy tutaj do czynienie z fabułą, która fajnie wygląda, ale tylko na papierze. Czytając jej opis dość mocno się nakręciłem i byłem bardzo ciekawy, jak to będzie wyglądać. Muszę powiedzieć, że pierwsze trzy, cztery odcinki wywarły na mnie pozytywne wrażenie, aż chciało się oglądać. Zdarzyło mi się przez to spóźnić na wcześniej umówione spotkanie. Jednak im dalej w las, tym gorzej. Mówiąc wprost, zaczęło mnie to nużyć. Anime stawało się dość przewidywalne, a wszystkie przeskoki czasowe sprawiały, że ciężko było mi się w nim odnaleźć. Jakby na siłę próbowali się zmieścić w dwunastu odcinkach.

Cały system tatuaży był czymś nowym, czego wcześniej nie spotkałem i zainteresował mnie. Sposób, w jaki zostały pozyskane, jak działały i to, że każdy posiada swój unikalny sposób aktywacji urzekł mnie. Niestety, ale nie zostało to w pełni wykorzystane. Spłycili to wszystko, a tym samym straciło to swój potencjał.

To, co najbardziej mi się podobało w Taboo Tattoo, to brak tak zwanego „plot armoru”. Postacie faktycznie były śmiertelne, nie zawsze im się udawało, a w zasadzie przez większość czasu miały pod górkę. Bohaterowie ważni z punktu widzenia fabuły faktycznie umierali, nadając tym samym realizmu całej produkcji.

Bohaterowie

Postacie w Taboo Tattoo są mało przekonujące. Same nie reprezentują sobą zbyt wiele. Praktycznie każdy z nich jest jednowymiarowy, posiada jeden cel i do niego dąży.

Anime próbowało stworzyć dynamicznych bohaterów. Takim kimś miał być Seigi. Muszę tutaj przyznać, że choć przemiana bardzo mi się podobała i to, jak się zmienił wywarło na mnie spore wrażenie. To w ogóle jej nie kupuje. Była ona szybka i, jak na osobę z silnym poczuciem sprawiedliwości, to mało uargumentowana.

Jest to też kolejna produkcja, w której największe wrażenie, a zarazem najlepsze, wywołała postać epizodyczna. Był to BB, który przez moment czasu antenowego sprawił, że go pokochałem. Jego silne postanowienia i dobra historia sprawia, że jest on bardzo charyzmatyczny i łatwo nam się do niego przywiązać.

Antagoniści niestety też wypadają słabo. Fajnie jest, kiedy przeciwnik, pomimo że jego cel jest zły i często nieetyczny, to dający się zrozumieć. Nawet możemy powiedzieć, że w pewien sposób robi dobrze. Tak tutaj praktycznie wiemy, że musimy ich powstrzymać, bo są źli i chcą źle. Nic więcej.

Oprawa graficzna i muzyczna

Taboo Tattoo to dość typowe anime pod względem wizualnym. Cieszy oko i dobrze wpasowuje się w klimat świata pogrążonego w „wojnie”. Praktycznie przez całą serię towarzyszą nam brudne sprane kolory, które tylko w jakichś retrospekcjach są ładne i żywe. Można zauważyć płynne przejście w palecie kolorów pomiędzy pierwszymi odcinkami, gdzie główny bohater żyje w istnej sielance, a późniejszymi, gdzie doświadcza już wojny.

Walki są dość krwawe. Wielkie uszczerbki na zdrowiu i hektolitry krwi to normalka w tej serii. Sama dynamika i animacje podczas pojedynków też są dopracowane. Wyjątek będzie tylko stanowił ostatni pojedynek, który wyglądał tragicznie, jakby starano się z niego zrobić walkę 3D.

Ścieżka dźwiękowa jest bardzo przeciętna. Opening wpadający w ucho i do tego ładnie zrobiony. Tutaj nie mam się do czego doczepić. Są też w nim dobrze dobrane sceny. Tym sposobem zachęca do oglądania. Co do reszty, jeśli chodzi o muzykę. To ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Nie była zła, ale nie była charakterystyczna. Mogłaby zostać puszczona pod jakiekolwiek inne anime, a i tak bym nie zauważył.

Podsumowanie

Tabbo Tattoo to kolejne anime, które dużo chciało i miało spory potencjał, ale spełzło na niczym. Przerosło trochę twórców. Myślę, że największym problemem była ilość odcinków. Gdyby anime wszystko nam tłumaczyło i na spokojnie wdrażało, a nie rzucało od razu na głęboką wodę, to uważam, że mogłaby z tego wyjść wysokiej klasy produkcja.

Ocena recenzenta

Fabuła: 5/10
Bohaterowie: 6/10
Grafika: 7/10
Muzyka: 6/10

 

Rekomendacje

1. Bushiroad zapowiedziało, że podczas najbliższej konferencji prasowej zapowie swój nowy projekt anime o tytule Jordan: The Princess of Snow and Blood. Konferencja odbędzie się 9 lutego. [źródło] 2. Netflix…

Chainsaw Man – recenzja Studio MAPPA z pewnością wie, jak rozbić bank. Tym razem udało mu się to, dzięki anime Chainsaw Man, które zdało się wstrząsnąć internetem. Dawno nie spotkałam…

Komentarze

Dodaj komentarz